„Słodki urok dekadencji”, „niezwykłe przeżycie z odświeżaczem toaletowym” „wyjątkowa eksplozja smaku” – takie abstrakcyjne hasła reklamowe często nas denerwują. Nie podają żadnych konkretów, a jedynie bliżej nie sprecyzowane, abstrakcyjne opisy, które nie wiadomo jak odnieść do określonego produktu. Jak się jednak okazuje, takie opisy są bardziej „sprzedażowe” niż ich konkretne odpowiedniki typu „mocna kawa”, „ładny i długo utrzymujący się zapach w łazience” czy „wysokie stężenie aromatu”.
Na Uniwersytecie Erasmusa, przeprowadzono ciekawe badania konsumenckie, które odkrywają kolejny poziom psychologii sprzedaży i reklamy. Tym razem sprawdzano, jakimi słowami ludzie opisują produkty, których spróbowali i które okazały się w ich ocenie dobre. Sprawdzono też przy okazji, jaki rodzaj przekazu słyszany od drugiej osoby jest bardziej przekonujący. Okazało się, że jeśli produkt nam się podobał (ale jednocześnie byliśmy już wcześniej nastawieni do marki lub produktu pozytywnie), to częściej opisujemy go za pomocą abstrakcyjnych opisów. Jeśli jednak produkt się nam podobał, ale traktowaliśmy go z nieufnością, skupiamy się na konkretnym opisie. Czy to ma znaczenie? Ależ tak, bardziej bowiem przekonują nas – tak przynajmniej twierdzą twórcy badań – opisy abstrakcyjne a nie konkretne.
Oznaczać to może też tyle, że w marketingu szeptanym, lepiej skupiać się na abstrakcyjnych opisach produktu niż na jego konkretnych cechach. Wydają się być one – przynajmniej według badań – bardziej skuteczne. Niestety obawiam się, że w efekcie takich badań, będziemy mieć „zmysłowe ścierki do okien” oraz „wnoszące ukojenie i promyk radości żarówki o opływowych i niebanalnych kształtach”.